„Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa.” Mt 17,8
Gdy patrzę na drugiego człowieka – kogo widzę?
Jeśli kogoś lubię – widzę w nim więcej zalet niż wad. Jestem w stanie wybaczyć mu więcej, przymknąć oczy na jego niewłaściwe słowa lub zachowanie. A gdy taka osoba dodatkowo jeszcze podziela moje poglądy, tym chętnie z nią rozmawiam, nie unikam jej towarzystwa , bo dobrze się rozumiemy, mamy wspólne tematy i nie czuję z jej strony zagrożenia.
Jeśli czuję do kogoś niechęć – ciężko mi jest znaleźć w nim dobro. Oceniam krytycznie większość jego decyzji i działań, nawet jeśli są pożyteczne. Jeśli z kimś się nie zgadzam, co do wyznawanego światopoglądu, norm etycznych, trybu życia, to nie chcę przebywać w jego otoczeniu. I tak nie mamy o czym rozmawiać, nigdy się nie zrozumiemy i jeden drugiego do niczego nie przekona, szkoda czasu i nerwów. Unikam takiej osoby i nie widzę sensu takiego spotkania czy rozmowy.
Panie, a Ty - jakie stawiasz przede mną zadania? Czy chcesz, żebym pozostawał tylko w grupie przychylnych mi ludzi, czy raczej żebym wychodził ze swojej strefy komfortu? Czy mam koniecznie przekonywać kogoś do swoich racji i próbować nawracać, czy po prostu pobyć z kimś, spróbować wysłuchać jego historii i spokojnie przyjąć do wiadomości jego motywacje? Czy machnąć ręką na kogoś, kto według mnie nie daje już żadnej nadziei na przemianę, czy uparcie szukać w nim choć jednej dobrej cechy, której mógłbym się uczepić, gdy tylko o nim pomyślę?
Proszę Cię dziś Panie o łaskę otwierania się na różnorodność ludzi wokół mnie – w kraju, w sąsiedztwie, w pracy, w domu, w Kościele, we wspólnocie… O akceptację mojej ścieżki prowadzącej do Ciebie, którą dla mnie wyznaczyłeś, ale też o akceptację ścieżek innych ludzi, których do siebie prowadzisz właściwą dla nich drogą, której ja mogę wcale nie rozumieć. Proszę Cię, abym zanim kogoś zechcę ocenić, najpierw podniósł na niego oczy i zobaczył w nim Ciebie. Amen.