„Jeżeli (…) nie zobaczę (…), nie uwierzę”. (J 20,19-31)
Dlaczego Tomasz nie dowierza apostołom? Skąd bierze się jego sceptycyzm? Może stąd, że wspólnota najbliższych uczniów Jezusa, jego zdaniem, nie zdała egzaminu? Jeden z braci zdradził, drugi trzykrotnie się zaparł, reszta gdzieś się rozpierzchła, a pod krzyżem do końca pozostał tylko Jan. Jak ma bez wątpliwości uwierzyć na słowo tym, którzy swoim postępowaniem utracili w jego oczach wiarygodność?
Dziś zmartwychwstały Jezus powołuje mnie i ciebie do bycia współczesnymi apostołami. Zaprasza, by iść i głosić: Widzieliśmy Pana! By świadczyć o relacji z Nim, o Jego żywej i realnej obecności w moim życiu, w twoim życiu. Czy jestem wiarygodnym świadkiem? Ilu na swojej drodze spotkałem już Tomaszów, którzy z powątpiewaniem odnosili się do mojego świadectwa, których moje słowa nie porwały do natychmiastowej zmiany dotychczasowego życia i pójścia za Jezusem? Czy nie irytuje mnie taka postawa ludzi, czy nie dziwię się, że ktoś może odrzucać tę piękną prawdę, Dobrą Nowinę, którą głoszę? A może sam mam wątpliwości co do własnej wiarygodności, no bo dlaczego ktokolwiek miałby mi uwierzyć, że spotkałem na swojej drodze Jezusa? Przecież często oddalam się, odchodzę, błądzę, potykam. Popełniam błędy, głupstwa, ranię najbliższych, wspólnotę, Kościół. Czy sam o sobie nie uważam, że nie jestem godny zaufania, że raczej kiepski ze mnie apostoł?
Panie, dziś dziękuję Ci, że zapraszasz właśnie mnie, takiego jaki jestem, słabego i grzesznego, do pójścia z Dobrą Nowiną i świadczenia o spotkaniu z Tobą. Proszę Cię, żebym nie zniechęcał się, gdy zamiast entuzjazmu i radości napotkam wątpliwości, obojętność lub odrzucenie. Żebym nie potępiał tych, którzy zadają pytania, poszukują, bywają krytyczni, chcą weryfikować – bo może dzięki temu ich wiara jest dojrzalsza od mojej. Żebym zawsze pamiętał, że nie moją sprawą jest zobaczyć rezultaty, bo tylko Ty wiesz, dla kogo i kiedy moje dzielenie się doświadczeniem zmagania z samym sobą będzie przekonujące i wartościowe.
Pan mój i Bóg mój!
Amen.