W dzisiejszej Ewangelii widzimy Jezusa, który w dzień szabatu przychodzi do synagogi, aby słuchać Słowa Bożego. To jest Jego stały zwyczaj, nie przymus czy przyzwyczajenie. Jezus idzie tam, bo to jest Jego spotkanie z Bogiem we wspólnocie z braćmi. Ale wśród tych braci tym razem jest jeden, który potrzebuje pomocy. Wszyscy go widzą, ale nie wszyscy dostrzegają jego potrzeby. Dla Żydów jest on pretekstem, by oskarżyć Jezusa, obserwują, czy go uzdrowi. Dla Jezusa jest człowiekiem, bratem, który potrzebuje zbawienia. Jezus spotyka biednego, chorego człowieka. Jego dramat jest oczywisty – ma uschłą prawą rękę. Być może gdyby nie był tego dnia szabat, nikt by tego człowieka nie zauważył. Teraz znajduje się on w centrum zainteresowania.
Św. Marek mówi nam, że Jezusa śledzili faryzeusze i zwolennicy Heroda. Chodzili za Nim tylko w jednym celu - żeby nie przegapić momentu, w którym przekroczy Prawo, a to będzie okazją do oskarżenia. Wiedzieli, że Rabbi z Nazaretu uzdrawia także w szabat, co oczywiście traktowano jako pracę, a ta była zabroniona w ten dzień. Co więcej, rabini dyskutowali, czy w ogóle w szabat wolno modlić się o uzdrowienie.
Jezus zna ich zamiary, ale dla Niego ważniejszy jest człowiek. Dlatego prosi, aby chory wyszedł i stanął na środku. Na pewno dla wielu pobożnych Żydów było to nie do pomyślenia. Ale Jezus nie patrzy na innych i prosi, żeby mężczyzna pokazał wszystkim chorą rękę. Publicznie przyznał się, że ma problem, z którym sam nie potrafi sobie poradzić. Pan Bóg mu pomógł, ponieważ odważył się wyjść z tłumu i przyznać się, że potrzebuje pomocy.
Jezus postępuje zgodnie z tym, co powiedział kilka wersetów wyżej: „to szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu”. Wcale nie przekracza Prawa. On jedynie interpretuje je we właściwy sposób, zgodnie z zamiarem Boga. Jezus, który kocha Ojca, w drugim człowieku widzi brata, a okazując miłosierdzie grzesznym i zagubionym najpełniej wyraża swą miłość do Niego. Pytaniem: "Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego, czy coś złego?" Jezus daje nam wyraźnie do zrozumienia, że zaniechanie czynienia dobra jest złem. Niekiedy i my jesteśmy jak faryzeusze, którzy wypełniają nakazy prawa sztywno i z lękiem, by nawet najdrobniejszego uchybienia nie uczynić. Niektórzy robią wszystko na oczach innych, by pokazać, jak bardzo są pobożni. W sercu zaś nie mają Boga. Musimy zacząć od miłości. Zachwyćmy się Bożą Miłością. Gdy będziemy mieli w sercu miłość będziemy czynić wszystko. Czasami to, co wydawało się nam ciężarem, okaże się pragnieniem serca, bo w sercu będzie miłość do Boga. Miłość da nam zrozumienie znaczenia takich, czy innych modlitw, nabożeństw, postów, wyrzeczeń.
Czasami nasze serca są tak zatwardziałe jak serca faryzeuszy z dzisiejszego fragmentu Ewangelii. Bywa tak, że mamy zamknięte serce na Boga, na drugiego człowieka, na siebie samego. A przecież Bóg przemawia do ludzi bezpośrednio w duszy, pośrednio poprzez inne osoby, poprzez sytuacje, zdarzenia, poprzez Pismo św., poprzez obrazy. Bóg nieustannie szuka dróg dojścia do serca ludzkiego, by je obudzić na Jego głos. Bóg kocha każdego człowieka.
Nie trzeba być faryzeuszem, żeby mieć zatwardziałe serce. Zatwardziałość to pójście swoją drogą mimo zaproszenia Boga, by iść razem z Nim. Zatwardziałość to słyszeć głos, ale nie posłuchać go. Popatrzmy wokół siebie, zobaczmy tych, którzy potrzebują nas, naszej pomocy, wsparcia, dobrego słowa czy też konkretnych darów materialnych. Może nas o to nie proszą jak ten człowiek z synagogi, ale są dla nas darem i okazją byśmy my mogli ćwiczyć się w miłości.
Dodane 03.06.2018
Kategoria
Niedzielna Ewangelia rozważana przez Galilejczyków
"To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu.
Zatem Syn Człowieczy jest Panem także szabatu" (Mk 2, 28)