ARTYKUŁY

Dodane 22.12.2016
Kategoria

Niedzielna Ewangelia rozważana przez Galilejczyków

Słowo stało się ciałem” (J1,14)

 

Rok temu przeżywałem podwójny adwent. Czekałem na Boże Narodzenie i narodziny mojego syna. Ciąża przebiegała prawidłowo i nie było żadnych odchyleń od normy. W ostatnich dniach przed spodziewanym porodem towarzyszyła nam nowenna do Dzieciątka Jezus. Następnego dnia po jej zakończeniu zaczęła się pierwsza faza porodu. Żona spokojnie pojechała do szpitala karetką, ja zostałem w domu z trójką starszych dzieci i czekałem na wieści. Kiedy nadeszły, okazały się być niezbyt dobre. Łukasz Piotr urodził się w częściowej zamartwicy i walczył o życie, musiał mieć przetaczaną krew. Zamknąłem się w łazience, żeby nie niepokoić dzieci i błagałem Boga o siły dla niego. W sercu czułem pokój, ale łzy ciurkiem płynęły mi po twarzy. Najgorsze było to czekanie, kiedy nie miałem kontaktu z żoną i nie wiedziałem co się w tym momencie dzieje, tak bardzo chciałem tam być, ale nie mogłem. Mimo wszystko – pokój…. Później telefon – nikt nie chce jeszcze potwierdzić, że będzie dobrze i że Łukasz z tego wyjdzie. Boże, proszę dodaj mu sił, tylko w Tobie cała nadzieja, on jest taki maleńki... Pokój... Kolejny telefon – powinno być dobrze, po kolejnych badaniach Łukasz dostaje dodatkowe punkty Apgar, nabiera sił. Ulga… Dzięki Ci Panie!

Tego samego dnia wieczorem O. Adam Szustak rozważał w Internecie w ramach cyklu „Plaster Miodu” Psalm 20. A tam słowa, które jakby płynęły wprost z mojego serca:

Teraz wiem, że Pan wybawia swego pomazańca,
odpowiada mu ze świętych swych niebios,
przez możne czyny zbawczej swej prawicy.”

Znów tego dnia popłakałem się jak małe dziecko. Boże dziecko, umiłowany syn Boga. Tym razem nie musiałem się ukrywać, dzieci już spały. Moje emocje powoli się wyciszały, zasnąłem tej nocy spokojny, wtulony w Boże Ojcowskie Ramiona. Z uczuciem bezbronności i bezradności wobec zdarzeń, na które człowiek nie ma żadnego wpływu i swoją siłą nic nie poradzi. I jednocześnie z poczuciem bezgranicznej Mocy Bożej Opatrzności i zupełnie bez lęku. Bo czego miałbym się bać? Przecież to sam Bóg dał mi Słowo…

Jezu, Ty przychodzisz do nas wszystkich. Pragniesz dziś urodzić się w sercu każdego z nas. Zapraszam Cię do siebie, rozgość się i przemebluj moje serce tak, żeby mieszkało Ci się w nim jak najwygodniej. Amen.

Grzegorz